piątek, 8 czerwca 2012

Pijany Zając w ogniu paranoi - odcinek I

    W momencie rozpoczęcia pisania tej notatki, z góry zakładam rychłe powstanie kolejnej jej części. Mówiąc "kolejnej" wyrażam jednocześnie nadzieję, że będzie to tylko jedna "kolejna" część, bo "kolejne", począwszy od trzeciej, musiałaby już napisać inna osoba. Drugiego wywodu z cyklu "Pijany Zając w ogniu paranoi" ostatkiem sił mogę się jeszcze podjąć. W przypadku zaistnienia potrzeby stworzenia jeszcze jednego - o czym ku rozżaleniu przyjaciół i uciesze wrogów informuję - będę już dyndać na sznurowadle, nie powiem gdzie, bo jeszcze komuś przyszłoby do głowy mnie ratować. A figa!

    Nadeszły przeklęte czasy. Niby to tylko miesiąc, który trzeba przetrwać, ale czuję się co najmniej tak, jakbyśmy władowali się w nową epokę. Wszystko się jakby pozmieniało i od kilku dni słyszę jedynie szelest kartek, warkot drukarek i powtarzane półgłosem informacje od tych, którzy przeżyli zeszłoroczną zmianę klimatu. I perspektyw na szybki powrót do normalności nie widzę, liczę tylko na to, że ktoś, kto za miesiąc wpadnie odwiedzić mój grób, opowie mi tę historię - z happy endem.

    I nie zamierzam tutaj rozwodzić się nad Euro 2012, chociaż to również jeden z powodów, dla których nie chce mi się wchodzić na Facebooka, i nagle niskich lotów dyskusje z moją babcią o serialach zaczęły sprawiać mi przyjemność. Z drugiej strony, niebawem i ta miła odmiana przejdzie do historii, bo seriale ponoć schodzą z ekranów na rzecz piłki nożnej. Dupa blada. Pomijając już moje osobiste odczucia związane z całą tą farsą, co ta biedna kobiecina będzie oglądać w telewizji?

    Sesja, k*wa. Do tego właśnie zmierzam od ładnych trzech akapitów. Osobiście wolę znosić cierpienie w milczeniu, tym bardziej nie potrafię zrozumieć ludzi, którzy spinają tyłki, jakby zanosiło się na wybuch III wojny światowej i streszczają wszystkim, którzy chcą ich słuchać, historię swoich do tejże sesji przygotowań. Proszę nie mieć do mnie żalu, jeśli raz czy dwa przybędę na uczelnię w stanie nietrzeźwości. Nie mogę Was wszystkich słuchać, więc szukam alternatywnych rozwiązań, i cóż poradzić, że wódka jest najtańsza?

    Przeżyliśmy pierwszą sesję. Nikt nie umarł. Nikomu nie urwało nogi. I o dziwo udało nam się nie popaść w obłęd. Kto nie miał szczęścia w pierwszym terminie, ten wykazał się w drugim. I trzecim, i czwartym... Zapewne zrobiliby i piąty termin, gdyby nie mieli dość sprawdzania stosów studenckich wypocin i wysłuchiwania pierdół wymyślanych na poczekaniu w nadziei, że to właściwa odpowiedź na zadane pytanie. Wniosek z tego nasuwa się sam - nie potrafimy korzystać z wiedzy, jaką daje nam doświadczenie. Wciąż wydaje nam się, że uwalenie pierwszego terminu oznacza syf, kiłę i mogiłę. Piszę w pierwszej osobie liczby mnogiej, bo mnie niestety od czasu do czasu zaczyna się udzielać i w tym miejscu pragnę podziękować osobom, które sprowadzają mnie na ziemię.

    Nie jest tak, że ja się nie uczę. Ja po prostu zaczynam naukę od... nauki zdrowego dystansu. Nie uda się teraz - we wrześniu nadrobię z nawiązką. Ambicji mi nie brakuje, ale daleko mi do zabijania się w imię najlepszych ocen. Potrafię jeszcze spać, czytać dla przyjemności, prowadzić rozmowy nie-o-nauce, a w międzyczasie pisać własną książkę. Da się.

    Warto znać swoje położenie. Warto wiedzieć, że obok są inni, którzy znajdują się dokładnie w takim samym położeniu. I na tym właściwie można by poprzestać. Bez ciągłego mówienia o sesji. Bez rozsiewania niepotrzebnej paniki wśród współcierpiących. Bez załamywania się, kiedy pierwszy termin okaże się być terminem straconym. Bez notorycznego wkurwiania otoczenia!

    Tak czy owak wszystkich studentów błogosławię i życzę owocnej nauki. Uczcie się jednak w ciszy, bo o reakcję łańcuchową tutaj ciężko nie jest. Spanikuje jeden - a w ślad za nim połowa towarzystwa. Ja chcę tylko spokoju - to chyba nie jest zbyt wygórowane żądanie. 

7 komentarzy:

  1. haha, wstaw to na tablice naszym kujonom xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma potrzeby, adresuję to do wszystkich studentów, nie tylko z UKSW. Nie-kujonom też się udziela, jak sobie posłuchają.

      Usuń
  2. Hmmm, że tak trochę nie w temacie zapytam, piszesz własną książkę? ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Próbuję swoich sił na polu literackim, ale to nic poważnego. :)

      Usuń
    2. A ja bym bardzo chętnie to zobaczyła, zdradź choć rąbka tajemnicy ;D

      Usuń
  3. Heh, masz zdrowe podejście. W końcu spotykam kogoś z roku z takowym, bo na mnie się tylko gapia, jak na wariata, gdy mówię, że cześć przekładam na wrzesień, ot tak.

    Co do mojej notki dzięki za spostrzeżenia, chociaż, jakby tyle sam nie gderał to ja bym się nie nastawiła ;P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sesja tu, sesja tam. W końcu człowiek po prostu zaczyna robić się na to wszystko OBOJĘTNY. :D A co do Twojego chłopaka, no cóż.... zabroń mu mówić o ślubie. :D

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.